21 wrz 2008

Łatwe i szybkie (6): sałata z grillowaną szynką



Kolega TS przywiózł z podróży na południe Europy próbkę hiszpańskiej szynki. Rewelacja. W przeciwieństwie do tego, co można dostać w delikatesach i marketach, oryginał był o wiele bardziej soczysty i o wiele mniej słony.

Suszonym/dojrzewającym szynkom nie trzeba wiele - wystarczy nieco zieleniny, parę kropel octu balsamicznego i są świetne. Sfotografowana propozycja przedstawia zgrillowane serrano w takim przybraniu. Inne dobre warianty to dodatek pomidorów (wtedy zamiast octu lepiej pasuje oliwa) lub plasterków świeżej dyni. Bardzo dobre jako przystawka albo podwieczorek.

14 wrz 2008

Zupa krem z dyni


Kilka lat temu byłem święcie przekonany, że dynia służy głównie jako rekwizyt w amerykańskich filmach lub warzywo z którego uzyskuje się przepyszne pestki (pominę trzecią opcję - dynia w occie). Do czasu jak zrobiłem zupę krem. Miał to być jednorazowy eksperyment zrobiony z inspiracji jakimś programem kulinarnym. Miał być. Eksperyment powtarzam od tych kilku lat co jesień - za każdym razem przerabiając i zjadając kilkanaście kilogramów dyń :)

Przepis jest prosty. Marchew, pietruszkę, seler, por, cebulę, czosnek w ilości 1/5 garnka duszę na oliwie z oliwek do miękkości, potem wrzucam dynię, zalewam wodą (lub rosołem) i gotuję do miękkości warzyw. Potem miksuję, przyprawiam, zagęszczam śmietaną i połową kostki masła (i znowu miksuję do uzyskania gładkiego kremu). I już.

Gdzie eksperyment? W przyprawach i wykończeniu. Zawsze sól, pieprz i świeżo starta gałka muszkatołowa. Często także: sos sojowy, oliwa z pestek dyni (a ostatnio z pistacji), ocet balsamiczny, maggi, chili - wszystko w ilości lekko łamiącej oryginalny smak zupy. Z innych dodatków można dodać ostry ser z niebieską/zieloną pleśnią. Wykończenie: łyżka gęstej śmietany, pokruszona papryczka piri-piri, łyżeczka octu z malin lub innego octu smakowego. Co jeszcze? To zależy od Waszej inwencji.

Aha - przepis ten jest dość uniwersalny, zamiast dyni można użyć innych dyniowatych (cukinia, kabaczek, patison), marchwi, brokułów, czosnku. Zupa idealnie nadaje się dla niemowląt i dzieci, trzeba tylko opuścić większość przypraw, ale można dodać np. pierś kurczaka lub inne chude mięsko.

Smacznego!

12 wrz 2008

Wedel, Warszawa (****)

Po przykrej pseudowłoskiej przygodzie potrzebowałem jakiegoś pozytywnego równoważnika, dlatego z entuzjazmem przyjąłem propozycję znajomej na filiżankę czekolady w jednym z punktów Wedla (w Złotych Tarasach). Koncepcję pijalni czekolady trudno zepsuć więc ryzyko było niewielkie. Usiedliśmy przy stoliku, natychmiast pojawił się ktoś z obsługi żeby wręczyć nam karty. Czysto, schludnie, prawie prosto - z poprawką na wedlowskie stylizacje, które nie muszą się podobać, ale też specjalnie nie rażą. W końcu chodzi o hasła "czekolada" i "tradycja".

W trudnym do zdefiniowania odpowiednim momencie pojawiła się kelnerka. Nie ochłonąwszy jeszcze po poprzednich przeżyciach postanowiłem nieco odreagować i zadać nieco pytań dotyczących menu. Okazało się, że obsługa wie co sprzedaje, świetnie. Czekolady... no cóż, cynamonowa smakowała mi bardziej niż wiśniowa, ale obie dobre.

W czasie kiedy rozmawialiśmy o kartce ze ślubnymi życzeniami dla znajomych, inna kelnerka przetarła ścierką sąsiednie stoliki - mimo iż przynajmniej wyglądały na posprzątane. Dla postronnego obserwatora mogło to jednak wyglądać na szczególną troskę o porządek.

Nie ma się co oszukiwać - czekolada to nie jest biznes tak trudny jak restauracja, więc nie będę się zachwycać. Ale cztery gwiazdki się należą.

Bistro Toscana, Warszawa (*)

Czy Saska Kępa ma do zaoferowania lokal na lunch w przerwie szkolenia biznesowego? Pewnie tak. Czy tym miejscem może być Bistro Toscana? Nie. Nie chodzi nawet o niejasną nazwę (dlaczego włoska - przynajmniej w aspiracjach - restauracja ma nazwę lekko francuską, a może i rosyjską?).

Jedzenie, które nam podano było najwyżej przeciętne. Znajomi narzekali na nadmiar pieprzu - w zupie, w makaronie, w rybie. Moja lasagne "na szczęście" pieprzem miała zakreślony tylko brzeg talerza. Pytanie do kucharza: o co właściwie Ci chodziło? Zamiast wątpliwej ozdoby warto byłoby zająć się rekonstrukcją sosu, którego kolor przekarmionego karotenem łososia z hipermarketu kojarzył się ze wszystkim, tylko nie aromatycznymi pomidorami. Zrozumiałe ale i wybaczalne w tym kontekście jest użycie suszonej pasty. Ot, lasagne jakie potrafi zrobić każdy.

Rzecz, która wywołała w nas o wiele większy niesmak to obsługa. Jeśli klient zauważa niezgodność cen na rachunku z cenami w menu - na swoją niekorzyść - absolutnie nie należy upierać się przy wyższym rachunku tłumacząc, że właśnie wprowadzono nowy cennik i nikt nie zdążył zmienić kart. To tylko złotówka różnicy, a warto zdawać sobie sprawę, że restauracja to nie jest "miejsce sprzedaży jedzenia", tylko miejsce sprzedaży usługi, której jedzenie jest tylko częścią. Tak samo ważną, jak uprzejmość i odpowiedzialność obsługi. Właśnie za to, a nie za samo jedzenie płaci klient.

Jedna gwiazdka - więcej tam nie wrócę.

8 wrz 2008

Izumi Sushi, Warszawa (***)

Dalej w wątku japońskim - znajoma zaprosiła mnie do Izumi Sushi, przy budzącym ponure skojarzenia, ale mimo to urokliwym Placu Zbawiciela. Skromnie urządzona restauracja wita trochę zbyt głośną muzyką i uśmiechem kelnerek. Usiedliśmy przy wskazanym/wybranym stoliku i przystąpiliśmy do inspekcji menu. Mój egzemplarz był poplamiony czymś, co mam nadzieję było przynajmniej jedzeniem.

Wybraliśmy kilka odmian ryżowych zawijanek i sącząc śliwkowe wino oddaliśmy się rozmowie. O życiu, o pracy ale i o oryginalnym barze, na którym pływały przyrządzane potrawy. Interesujący pomysł, choć żeby go docenić, trzeba podejść blisko.

Po kilkunastu minutach delektowania się swoim towarzystwem i niestrudzenie nie dającą się polubić muzyką zjawiło się nasze zamówienie. Gdyby jeszcze kelnerka przetarła stolik po poprzednich klientach w każdym innym momencie, napisałbym że jedzenie miało całkiem efektowne wejście. Cóż, może innym razem. Samo jedzenie bardzo smaczne, wyważona kompozycja smaków - krewetki, łosoś, kurczak, imbir, wasabi - kilka prostych nut z orientalnej melodii. I właściwie to jest sedno sprawy - sushi jest tak banalnie łatwe do zrobienia, że restauracja powinna zarabiać głównie na całościowym wrażeniu. Na przykład czystych stolikach albo menu, w których tajemnicze ciecze nie spływają z wysokich cen.

Trzy gwiazdki. Wrócimy sprawdzić.