8 wrz 2008

Izumi Sushi, Warszawa (***)

Dalej w wątku japońskim - znajoma zaprosiła mnie do Izumi Sushi, przy budzącym ponure skojarzenia, ale mimo to urokliwym Placu Zbawiciela. Skromnie urządzona restauracja wita trochę zbyt głośną muzyką i uśmiechem kelnerek. Usiedliśmy przy wskazanym/wybranym stoliku i przystąpiliśmy do inspekcji menu. Mój egzemplarz był poplamiony czymś, co mam nadzieję było przynajmniej jedzeniem.

Wybraliśmy kilka odmian ryżowych zawijanek i sącząc śliwkowe wino oddaliśmy się rozmowie. O życiu, o pracy ale i o oryginalnym barze, na którym pływały przyrządzane potrawy. Interesujący pomysł, choć żeby go docenić, trzeba podejść blisko.

Po kilkunastu minutach delektowania się swoim towarzystwem i niestrudzenie nie dającą się polubić muzyką zjawiło się nasze zamówienie. Gdyby jeszcze kelnerka przetarła stolik po poprzednich klientach w każdym innym momencie, napisałbym że jedzenie miało całkiem efektowne wejście. Cóż, może innym razem. Samo jedzenie bardzo smaczne, wyważona kompozycja smaków - krewetki, łosoś, kurczak, imbir, wasabi - kilka prostych nut z orientalnej melodii. I właściwie to jest sedno sprawy - sushi jest tak banalnie łatwe do zrobienia, że restauracja powinna zarabiać głównie na całościowym wrażeniu. Na przykład czystych stolikach albo menu, w których tajemnicze ciecze nie spływają z wysokich cen.

Trzy gwiazdki. Wrócimy sprawdzić.

Brak komentarzy: