12 wrz 2008

Wedel, Warszawa (****)

Po przykrej pseudowłoskiej przygodzie potrzebowałem jakiegoś pozytywnego równoważnika, dlatego z entuzjazmem przyjąłem propozycję znajomej na filiżankę czekolady w jednym z punktów Wedla (w Złotych Tarasach). Koncepcję pijalni czekolady trudno zepsuć więc ryzyko było niewielkie. Usiedliśmy przy stoliku, natychmiast pojawił się ktoś z obsługi żeby wręczyć nam karty. Czysto, schludnie, prawie prosto - z poprawką na wedlowskie stylizacje, które nie muszą się podobać, ale też specjalnie nie rażą. W końcu chodzi o hasła "czekolada" i "tradycja".

W trudnym do zdefiniowania odpowiednim momencie pojawiła się kelnerka. Nie ochłonąwszy jeszcze po poprzednich przeżyciach postanowiłem nieco odreagować i zadać nieco pytań dotyczących menu. Okazało się, że obsługa wie co sprzedaje, świetnie. Czekolady... no cóż, cynamonowa smakowała mi bardziej niż wiśniowa, ale obie dobre.

W czasie kiedy rozmawialiśmy o kartce ze ślubnymi życzeniami dla znajomych, inna kelnerka przetarła ścierką sąsiednie stoliki - mimo iż przynajmniej wyglądały na posprzątane. Dla postronnego obserwatora mogło to jednak wyglądać na szczególną troskę o porządek.

Nie ma się co oszukiwać - czekolada to nie jest biznes tak trudny jak restauracja, więc nie będę się zachwycać. Ale cztery gwiazdki się należą.

Brak komentarzy: