Po pierwsze, wybór pasty. Tu zgodziliśmy się, że forma casarecce (na ilustracji wyżej) jest bardzo dobra. Zresztą każdy makaron, którego kształt ułatwia przyleganie sosu i nie ucieka z widelca jest dobry. Co do producenta... cóż, ponownie nie chcę robić reklamy, ale polecam rozejrzenie się za niebieskimi pudełkami z Włoch.
Po drugie, gotowanie. Potrzebny jest duży garnek. Dużo większy niż ilość przygotowywanej pasty - powiedzmy w proporcjach 1:4, 1:5 (makaron:woda). Woda musi być szczodrze osolona i wrząca (nie jakieśtam emeryckie pyrkanie, tylko wrzenie na całego). Nie dolewamy oliwy/oleju. Makaron nie sklei się, jeśli a) nie jest badziewny, b) po wrzuceniu i parę razy w trakcie gotowania przemieszamy go uczciwie. Przed czasem podanym na opakowaniu wyjmujemy próbkę i oceniamy własnozębnie ile brakuje do idealnej konsystencji. Niedogotowany i rozgotowany makaron to porażka. Jeśli jest dobry, odlewamy 99% wody i na chwilę odstawiamy. Można zahartować zimną wodą, ale osobiście uważam to za niepotrzebny fetysz. Lepiej dodać świeżo zrobiony sos i od razu podawać na gorąco.
Po trzecie, sos. Mnogość wariantów, ja podam najprostszy z możliwych. Kluczowa sprawa to jakość składników, dlatego trzeba poświęcić nieco troski zakupom, a nie mechanicznie pakować koszyk. Na dwie osoby: 6 suszonych pomidorów, 2 ząbki czosnku, 6 normalnych pomidorów (mogą być z puszki, ale trudniej wybrać dobre). Suszone pomidory posiekać w cienkie paski, normalne pokroić w kostkę (można sparzyć i zdjąć skórkę - wg upodobań). Czosnek posiekać drobno. Na rozgrzaną oliwę (lub, jak pokazał mi kolega, olej w którym były suszone pomidory - podbija smak o rząd wielkości, niemniej oliwa jest bardziej przewidywalna) wrzucić najpierw suszone pomidory, przesmażyć przez dwie-trzy minuty, dodać czosnek - ostrożnie, nie spalić - a potem zwykłe pomidory, zmniejszyć ogień i zredukować do gęstego sosu. Spróbować, przyprawić do perfekcji. Banał, a deklasuje każdy masowy sos ze słoika. Urozmaicić go można dodając choćby paski smażonego mięsa (na ilustracji niżej wołowina), albo jakieś warzywa pokrojone w kostkę (bakłażany, cukinie...). No i oczywiście zioła. Oprócz typowej partnerki pomidorów, czyli bazylii, świetnie sprawdzą się tymianek (raczej suszony), oregano (świeże). Wierzę, że zdacie się na własny smak i intuicję i po paru próbach znajdziecie kompozycję, która najbardziej zadowala wasze podniebienia.
Podkreślam, jakość składników gra pierwszorzędną rolę. Dobre, dojrzałe pomidory zbudują o niebo lepszy smak niż styropian z marketowej promocji. Podobnie oliwa i suszone pomidory - nie muszą być najdroższe, ale na jedzeniu nie warto oszczędzać - w końcu to nie kwestia napchania się byle czym, tylko przyjemności.
Przy sprzyjających warunkach czasowych napiszę kiedyś o przygotowywaniu świeżej pasty i innych sosów, bez pomidorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz