29 gru 2008

Lokanta, Warszawa (**)

Przed świętami wybrałem się na biznesowo niezobowiązujące spotkanie ze znajomym. Jako miejsce akcji zaproponowałem turecką Lokantę, której kucharza jestem fanem. Niestety tylko kucharza. Na podstawie obsługi można napisać książkę o tym jak nie prowadzić restauracji. Gość na progu, owszem, jest witany, ale spojrzeniem spode łba, albo lekceważącym. Przed wybraniem sobie stolika najlepiej od razu poprosić o komplet kart (dań i win), bo nie warto czekać aż kelnerom przyjdzie do głowy je zaproponować. Trzeba też zapomnieć o możliwości doradzenia się w sprawie menu. Zresztą, czy chciałoby się rozmawiać z kimś, kto ma wyraz twarzy jakby pracował za karę? Kara się należy, za niewprawne i kłopotliwe układanie sztućców i talerzy na stole wokół i nad głowami gości.

Jedzenie to zupełnie inna sprawa - jest pyszne. Ale pysznie to sobie sam potrafię ugotować, a jak chcę obskurnej obsługi to idę na Centralną. Dwie gwiazdki, a mogłoby być o wiele lepiej.

1 komentarz:

wstt pisze...

bywa tam lepiej