20 sie 2008

Polędwica wołowa

Sushi i steki z polędwicy wołowej to dwie potrawy które sprawiają, że po zjedzeniu gęba mi się cieszy dość długo. I o ile pierwszą z nich, mimo kupy roboty, umiem jako tako zrobić w domu, o tyle drugą... szkoda gadać. Na szczęście do niedawna.

Koniec zabawy z plastrami, które albo wychodzą za krwiste, albo zbyt usmażone, albo zbyt twarde, albo... nadszedł czas na polędwicę wołową w kawałku. Podejrzałem sposób u Jamiego Oliviera, pokombinowałem i zrobiłem to tak:

Marynata, a zarazem sos (pomysł własny):
  • olej z pestek dyni
  • ocet balsamiczny
  • sos sojowy (japoński)
Jakie proporcje? Jeszcze nie wiem, pomysł świeży, dopiero testuję. Tutaj trzeba pobalansować między kwaśnym, słodki i słonym. Raz mi się udało, drugim razem gorzej - któregoś razu dojdę do proporcji.

Polędwicę o wadze ponad pół kilo marynuję 30 minut. Uwaga, mięso ma być w temperaturze pokojowej.

Po marynowaniu, szybkie obsmażanie na patelni ze wszystkich stron i do piekarnika (180stC, termoobieg) na:
  • 30 minut - krwista w środku
  • 45 minut - dla mnie idealna, jeszcze różowa, soczysta...
  • 1 godzina - podejrzewam, że tzw. well-done, nigdy tyle czasu nie wytrzymałem.
Po wyciągnięciu odstawiam na 10 minut aby doszła (ponoć istotne).

Sos robię z marynaty, redukując ją do oczekiwanej konsystencji. Teraz wystarczy mięso pokroić w grube plastry, polać sosem i ...

Pewne Panie, które tą potrawą poczęstowałem stwierdziły że nigdy, przenigdy czegoś tak pysznego niejadły. Mam nadzieję że spróbujecie sami.

Brak komentarzy: