22 lip 2008

Zupa Miss Saigon

Jest to próba odtworzenia zupy, którą jadłam w sieci wietnamskich barów „Miss Saigon” w Hanowerze. Zawarłam w niej to, co byłam w stanie określić za pomocą zmysłów i zapamiętać.


Oto składniki (porcja dla 4-5 osób albo 3 ekstremalnych żarłoków):
• 10-12 średniej wielkości pieczarek
• 2 papryki – żółta i czerwona
• 2 pory
• paluszki krabowe (wedle uznania – mi wystarcza tyle, ile jest na zdjęciu)
• krewetki (j.w.)
• czerwona (ostra) pasta curry
• mleczko kokosowe (standardowa puszka – 0,3 l)
• kiełki fasoli Mung lub pędy bambusa – używam zamiennie, w zależności od tego co jest pod ręką
• 1,75-2 l bulionu
• starta skórka z 2 cytryn – w oryginale były liście cytryny
• świeżo starty imbir
• tymianek
• szczypiorek
• oliwa
• dla wielbicieli klusek w zupie – makaron ryżowy – ja się tym razem powstrzymałam
Pokrojone w ćwiartki pieczarki należy poddusić razem z porem na oliwie przyprawionej 1 płaską (!) łyżką pasty curry, następnie dodać paprykę, po chwili przyprawić skórką cytryny i imbirem, podlać odrobiną mleczka kokosowego i jeszcze chwilę podusić. Warzywa nie powinny się rozciapciać :)) Na osobnej patelni równomiernie podsmażyć (ok. 2 minuty) krewetki, uprzednio skropione sokiem z cytryny i posypane tymiankiem (ok. 15 minut przed smażeniem). Następnie również dodać odrobinę mleczka kokosowego i podusić przez kilka minut. Zawartość woka wrzucić do bulionu, dodać resztę mleczka kokosowego a na koniec (przed samym podaniem) dodać krewetki, paluszki krabowe i fasolę. Zupę w talerzu posypać szczypiorkiem. Nie przejadać się.

2 komentarze:

kama pisze...

Adu, spieszę donieść, że zupa wg Twojego przepisu zrobiła absolutną furorę na przyjęciu u mojej mamy. Ponoć jeden z gości, który normalnie takich rzeczy do ust nie bierze - kwiczał z zachwytu ;) I wszystkim bardzo podobała się nazwa. Bardzo udany przepis, jak na kategorię "eksperymenty", gratuluję. Zanosi się na hit sezonu!

kama pisze...

hurraaa! nareszcie wiem jak to smakuje! o b ł ę d n i e !!! w dodatku obawiam się, że ilość zjedzonej przeze mnie przy pierwszym posiedzeniu zupy, kwalifikuje mnie do kategorii "ekstremalnych żarłoków"...