14 lip 2008

sezonowe smaki: zupa wiśniowa z kluskami babci Haliny



Mój wzorzec zupy wiśniowej ukształtował się w głębokim dzieciństwie, w czasach, kiedy obiady robiła moja babcia. To była najlepsza zupa wiśniowa na świecie. Toteż od czasu do czasu w ramach pielęgnowania wspomnień, staram się wskrzesić ten niedościgniony wzór:

Na wstępie czeka nas krwawa robota, czyli drylowanie wiśni. Babci szło to błyskawicznie za pomocą agrafki. Dalej już z górki: wiśnie zalewamy wodą, dosładzamy według uznania i gotujemy chwilę, dodając na koniec łyżkę mąki ziemniaczanej rozrobionej w szklance wody i jeszcze raz zagotowujemy.



Teraz kluski: w rondelku zagotowujemy pół szklanki wody, dodajemy 1/5 kostki margaryny, a kiedy się rozpuści, wsypujemy ok. ¾ szklanki mąki energicznie mieszając aż do połączenia składników. Powinna powstać jednolita, nieco szklista masa. Odstawiamy do wystudzenia, po czym wbijamy jajko, solimy i mieszamy dodając po trochu mąki, do uzyskania konsystencji miękkiego ciasta pierogowego. Na końcówce łatwiej jest je wyrobić ręką na stole.



Dalej moja babcia robiła tak: brała do ręki pokrywkę od garnka, rozpłaszczała ciasto na jej wewnętrznej stronie, po czym łyżką stołową nabierała małe kawałeczki i kładła na wrzącą, osoloną wodę. Za każdym razem łyżkę trzeba zamoczyć we wrzątku, wtedy nic się nie przykleja. Kluski gotujemy aż wypłyną i potem jeszcze ze trzy minutki. To, co mi się tak bardzo w nich podoba, to że mają śliczne kształty – takie „odręczne”, ładnie rosną i są bardzo mięciutkie, po prostu pycha. Z podanej przeze mnie ilości wychodzi porcja dla dwóch osób.

Na koniec, w moim idealnym obrazie tego dania, zupa jest ze śmietaną. Ale konia z rzędem temu, kto umie wlać ją tak, żeby się nie zważyła. Tego mistrzostwa mojej babci nie jestem w stanie powtórzyć...




2 komentarze:

Unknown pisze...

Próbowałaś wlać do śmietany 2-3 łyżki gorącej zupy, wymieszać, a dopiero potem to dodawać do zupy?

kama pisze...

To bardzo dobra metoda, która sprawdzała się u mnie w przypadku wszystkich zup oprócz owocowych. Doszłam więc do wniosku, że chodzi o zawarty w owocach kwas i nic na to nie poradzę.
Ale żeby odpowiedzieć na Twoje pytanie, musiałam spróbować raz jeszcze. I udało się! Wprawdzie z gorącą nie, dopiero z taką przestudzoną, ale danie stało się wreszcie tym, czym być miało, dzięki!